Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/063

Ta strona została uwierzytelniona.

— Znam język silnych pragnień. Myli się pan jednak, sądząc, że duszę można sprzedać. Ją można tylko zastawić, nawet na dłuższy czas, no — i na warunkach odpowiadających pragnieniom zastawiającego.
Ahamkara wziął do ust wężowaty cybuch nargili i pociągnął kilka razy.
W gabinecie rozszedł się niebieskawy dymek mdłego zapachu.
— Radby pan dokonać wielkiej zemsty i dla niej zastawić swoją duszę. Rozumiem to i mogę dopomóc — mówił Indus. — A zapewne byłby pan ciekawy warunków?
Władysław chciał coś odpowiedzieć, ale wyrazy ugrzęzły mu w gardle i zamieniły się w rodzaj cichego łkania.
— Wyobraź pan sobie — ciągnął Ahamkara — że jesteś właścicielem — naprzykład — drzewa owocowego, które — dajmy na to — przynosi panu rocznie franka. Pan wydzierżawiasz mi to drzewo — przypuśćmy — na sto miljardów lat i żądasz, abym wypłacił ci sumę dzierżawną: sto miljardów franków w ciągu — dwudziestu lat. Ja godzę się, biorę drzewo na sto miljardów lat, a panu dostarczam pięciu miljardów franków rocznie w postaci: gotowych pieniędzy, ziemi, służby, rozmaitych machin i materjałów, a nareszcie, co bodaj że jest najważniejsze, w postaci rozmaitych porad i pomocy...
— O jakiem drzewie?... — wtrącił Miler zduszonym głosem.
— Tem drzewem jest dusza pańska, z której dochód oceniam symbolicznie na franka, lecz która, w moich rękach, może być sto razy, nawet tysiąc razy więcej warta. Ale to już należy do mnie.
— Pięć miljardów franków rocznie? — szepnął Władysław.
— To tylko symbol — przerwał Indus. — Nie kładźmy nacisku na wyrazy. Słowem: daję panu, na dwadzieścia lat potęgę, jakiej nie posiada żaden król, żadne państwo, potęgę,