zapomocą której można wyrządzać całym narodom okropne krzywdy... A pan za to, na sto miljardów lat (a więc nie na całą wieczność, zaledwie na początek wieczności), oddajesz mi władzę nad swoją duszą. Czy zgoda?
— A... czy będę mógł robić dobrze?...
— Tylko jednostkom i tylko takim, które do zemsty będą pomagały. Przeciwników, a nawet obojętnych, może spotkać z pańskiej ręki tylko nieszczęście — odpowiedział Ahamkara.
Indus znowu kilka razy pociągnął nargilę, i mdły dym wypełnił gabinet. Milerowi głowa zaczęła ciężyć; oparł ją na ręku i myślał... myślał... Nagle spojrzał na Indusa i rzekł stanowczym tonem:
— Zgadzam się!... zgadzam się!...
Ahamkara wydobył z pod kamizelki złoty medaljon i przycisnął go Władysławowi do czoła. Milerowi zdało się, że ujrzał niezmierną błyskawicę, potem straszną noc... Lecz po chwili odzyskał przytomność.
— Już należysz do mnie — mówił Indus — na miljard wieków. Na dwadzieścia lat jednak daję ci władzę i wolność szkodzenia ludziom i narodom, w jakich zechcesz granicach. A teraz wypełnię jeden obowiązek i pokażę ci przyszłość.
— Czy tę, jaką ja wywołam? — zapytał Miler, już zupełnie spokojny.
— Nie. Taką, jaka byłaby, gdybyś ty nie wmieszał się do dziejów świata.
— I nic w niej nie można będzie zmienić?...
— Owszem. Właśnie w tym celu zobaczysz ją, ażebyś wiedział, co dla twoich zamiarów potrzeba zmienić. Ale zmienić tylko na gorsze!...
— A teraz... — dodał, wydostając z bocznej kieszeni kolisty przedmiot — a teraz popatrz w to lusterko...
∗
∗ ∗ |