Gdy ostatni obraz zniknął w czarodziejakiem zwierciadle, wzruszony, rozgorączkowany Władysław Miler zwrócił się do Indusa:
— Więc taka będzie przyszłość Polski?
— Nie taka, bo ty ją zmienisz...
— A cóżby się stało, gdybym ja zniszczył Niemców?...
— To, co się stać musi — odpowiedział Ahamkara. — Kto sieje kąkol, zbierze kąkol.
— Więc gdybym ja się zemścił, rodaków moich spotkałoby to, co owych ostmarkierów?...
— Kto posiał kąkol, nie może zebrać pszenicy.
— W takim razie zrywam naszą umowę!... — zawołał Miler.
— To zginiesz.
Miler schwycił się za głowę.
— Nie mogę zgubić mego narodu — wyszeptał po chwili zadyszanym głosem. — Zrywam umowę...
— Więc giń! — zawołał Indus, dotykając palcem jego czoła.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Miler nagle ocknął się. W gabinecie nie było nikogo; gabinet zaś był ten, w którym rozmawiał z Czerskim i Goldbergiem. Na stoliku stała szklanka niewypitej limonady, na podłodze leżał numer „Matina.“
Miler wyjrzał na salę, a w tej chwili przybiegł służący biało odziany.
— Czy ten pan wyszedł?...
— Przed kwadransem wyszli stąd dwaj panowie.
— Ale Ahamkara?... — pytał Miler.
Służący pokręcił głową.
— No, ten pan z sąsiedniego gabinetu, którego bilet przynieśliście mi?...