Pan Adam, niewysoki, nieco okrągły mężczyzna, z poczciwym wyrazem twarzy, rozparłszy się na skórzanym fotelu przed biurkiem, ulega w tej chwili ciężkiemu paroksyzmowi zdumienia. Spogląda na sufit, targa wąsy, pociera błyszczącą łysinę i od czasu do czasu powtarza:
— Nadzwyczajne! niebywałe!... Gdybym nie rozmawiał z sędzią, byłbym pewny, że Ludwik albo kłamie, albo oszalał... Niesłychana rzecz!...
W przedpokoju słychać dzwonek.
— Czy znowu „on?...“ — myśli pan Adam i z szybkością bilardowej kuli, pchniętej ręką mistrza, pędzi do drzwi, które już otworzyła służąca.
— Ach, to pan Tomasz? — wykrzykuje Adam.
— Witam drogiego pana — odpowiada gość i, po wymianie obowiązkowych uścisków, wchodzi z gospodarzem do jego pracowni. Gość jest szczupły, szpakowaty i niezwykle grzeczny. Z trudnością daje się uprosić, ażeby pierwszy usiadł, zaciera ręce, znowu ściska gospodarza i mówi tonem uprzejmie zakłopotanym:
— Zgóry przepraszam pana, że ośmielę się poruszyć pewną drażliwą sprawę...
— Oho!... — pomyślał pan Adam.
— W tych dniach, jak zapewne szanownemu panu wiadomo, u mojej siostrzenicy ma się odbyć ceremonja chrztu świętego... Ojcem chrzestnym, co dla drogiego pana bez żadnej kwestji nie jest tajemnicą, miał być szanowny siostrzeniec pański, pan Ludwik Pokrywalski...
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/079
Ta strona została uwierzytelniona.
HISTORJA NIEPRAWDOPODOBNA.