Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

— Widzę, że drogi pan jeszcze nie gardzi kobietkami? — zauważył gość.
— Wiernie powtarzam, co słyszałem od Ludwika, który był tak przejęty, naturalnie czystem, duchowem uwielbieniem dla nieznajomej dzieweczki, że, skinąwszy na snującą się między stolikami kwiaciarkę, nabył kilka bukiecików i zaczął rzucać je pod stopy ślicznej panienki.
Gdy cisnął pęczek fiołków — panienka zarumieniła się, gdy dorzucił parę gałązek konwalji — uśmiechnęła się, a gdy mniej zręcznym ruchem posłał jej ciemną różę, stary jegomość nagle odwrócił się i spojrzał na Ludwika... Chłopak twierdzi, że jeszcze nigdy w życiu nie spotkał się z podobnem wejrzeniem: było ono łagodne, lecz tak hipnotyzujące, że Ludwik poczuł, iż cokolwiek rozkazałby mu nieznajomy starzec (podobny do króla belgijskiego), mój siostrzeniec spełni to bez wahania.
Tymczasem ogromny mężczyzna wyjął bilet wizytowy i podając go Ludwikowi, a zarazem ciągle patrząc mu w oczy, rzekł:
— „Ponieważ nie przypuszczam, ażeby pan zapomocą swoich bukietów chciał zwrócić uwagę mojej wnuczki, więc domyślam się, że manifestację kwiatową urządził pan pod moim adresem. Postaram się wywdzięczyć za ten hołd, a oto moje nazwisko.“
Spiorunowany Ludwik zerwał się z krzesła, coś wybełkotał, machinalnie sięgnął do kieszeni, wydobył z pugilaresu bilet i — podał go starcowi. Nieznajomy wzruszył ramionami, nie czytając, wsunął bilet do kieszeni paltota i podawszy rękę pięknej panience, opuścił restaurację. Zachwycająca dziewczynka, wychodząc, udała, że nie widzi Ludwika.
Teraz dopiero mój siostrzeniec stopniowo zaczął odzyskiwać przytomność. Spojrzał na bilet starca i nie bez zdumienia przeczytał: „Dr. Paracelsus Magus, ul. Florencka 30, m. 1.“ Tknięty przeczuciem, otworzył pugilares i — przerażo-