Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/087

Ta strona została uwierzytelniona.

— „Czy mogę panu czem służyć? — zapytała po chwili przez telefon. — Czy mogę panu przynieść jaką ulgę?“
— „Niczem i żadnej!“ — odpowiedział z nietajonym gniewem Ludwik, któremu fizjognomja panny Idalji wydała się wstrętna. On ma być jej własnością!... własnością kobiety prawie starej i bardzo brzydkiej...
— A widzi drogi pan?... — odezwał się gość. — Czy nie mówiłem, że to stara baba?
— Ludwik myślał w taki sposób pod pierwszem bolesnem wrażeniem i nie miał jeszcze sposobności poznać bliżej panny Idalji...
— A więc poznał ją bliżej?...
— Mam na myśli jej duchowe zalety... — z godnością odpowiedział pan Adam.
-— Ja także... ja także!... — z pośpiechem dorzucił gość.
— Po króciutkiej rozmowie, panna Idalja usiadła na kanapie pod ścianą na sali, a mój siostrzeniec przypatrywał się jej przez okienko — zapewne z nudów, gdyż nic lepszego nie miał do roboty. Przy silnym blasku lampy elektrycznej wyraźnie widział jej bujne, nieco rudawe włosy (może przyprawione!), twarz zwiędłą, jakby niezdrową, wąskie usta z żałośnie opadniętemi kącikami i nos... nos czerwonawy, którego koniec niekiedy połyskiwał, odbijając światło lampy.
— „A niechże cię kule biją!... — mruknął mój siostrzeniec: — I ja... mam być własnością tej rudej wiedźmy... To chyba garderobiana cudownej wnuczki Paracelsa Magusa?“
Wprawdzie spostrzegł, że ciemna suknia panny Idalji jest dobrze skrojona, dzięki czemu właścicielka jej wyglądała dość zręcznie, nawet bardzo zręcznie, ale czy to jedna pokojówka ma ładną figurę?...
„I ja mam być jej własnością?“ — myślał nieszczęśliwy chłopiec.
Przywidziało mu się, że głowa panny Idalji jest środkiem