Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/088

Ta strona została uwierzytelniona.

kwiatu, którego korona składa się z takich oto płatków, jak wstręt, pogarda, nienawiść, chęć zemsty...
„Ach, gdybym mógł spalić ją na proch spojrzeniem!...“
W tej samej chwili panna Idalja, jakby tknięta prądem niewidzialnym, drgnęła, podniosła się z kanapy i wyszła z sali.
— „A idź na złamanie karku!...“ — mruknął mój siostrzeniec.
— Widzę z tego, że pan Kohot-Pokrywalski potrafi być bardzo nieuprzejmy dla płci pięknej... — wtrącił z lekkim uśmiechem gość.
— Ale niech pan zwróci uwagę, w jakich to było warunkach — odpowiedział pan Adam.
— Zawsze... nazywać kobietę wiedźmą i posyłać ją na złamanie karku — to chyba nieładnie...
— Ciężko też został biedak ukarany...
— Słucham... słucham! — szepnął gość.
— Gdy panna Idalja znikła — prawił pan Adam — mojemu siostrzeńcowi przyszło do głowy bardzo proste, bardzo naturalne pytanie:
„Poco ja mam siedzieć w tej żelaznej pułapce? Przecież drzwi jej nie są chyba zamknięte na klucz?“
Uniósł się na szezlongu — i poczuł ociężałość w rękach i nogach, choć władał niemi dosyć dobrze. Lecz gdy wyciągnął rękę w kierunku klamki, zdawało mu się, że organ ten waży przynajmniej z kilkaset funtów i toż samo nogi. Aż zatoczył się i stuknął głową w żelazną ścianę pudła.
— „Co to znaczy?...“ — rzekł do siebie. Drugi raz powtórzył ten sam ruch i znowu poczuł straszny, niepokonany ciężar własnego ciała. Nawet marzyć nie mógł, nietylko o otworzeniu drzwi, ale choćby tylko o dosięgnięciu klamki... Zdawało mu się, że przestał być człowiekiem, lecz zamienił się w bryłę ołowiu...
Po chwili nowe wrażenie: spostrzegł, że pulsa biją w nim