Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.

Tu czekała go niespodzianka: sędzia śledczy Zamykalski, ajent Łapajtys, rewirowy i paru świadków.
— „Co to znaczy?“ — zawołał Ludwik, blednąc. Ponieważ znał sędziego, więc wyciągnął rękę na przywitanie. Ale Zamykalski udał, że nie spostrzega gestu, i lodowatym tonem zapytał:
— „Skąd pan tak późno wraca?“
— „Z... z... z... ze spaceru“ — odpowiedział Ludwik.
— „A to pan zna? — wtrącił się ajent, niski brunet z latającemi oczyma. — To pan zna?“ — powtórzył, przysuwając Ludwikowi do oczu jakiś bilecik. Mój siostrzeniec spojrzał na kartę i zawołał:
— „Ależ to jest bilet dyrektora Wyciskiewicza, napisany wczoraj do mnie.“
— „Aha, mamy ptaszka“ — odpowiedział ajent.
— „Łapajtys... Łapajtys! — upomniał go sędzia — to chyba do ciebie nie należy.“
— „Do mnie wszystko należy“ — mruknął ajent.
— „Panie Pokrywalski — zwrócił się uroczyście sędzia do Ludwika — dziś w nocy okradziono dyrektora Wyciskiewicza.“
— „Czy podobna?“ — zawołał mój siostrzeniec.
— „Podobna... podobna!“ — wtrącił ajent.
— „Łapajtys! — upomniał go sędzia. — Otóż dziś w nocy okradziono dyrektora Wyciskiewicza, zaś na podłodze, w jego gabinecie, znaleziono ten oto bilet, który pan Wyciskiewicz uznał jako napisany przez siebie do pana... Czy nie mógłby pan objaśnić nas: jakim sposobem ten bilet znalazł się w pokoju dyrektora po kradzieży?“
Ludwik uderzył się w czoło.
— „Ja ten bilet — rzekł — oddałem przez omyłkę wczoraj późnym wieczorem doktorowi Paracelsowi Magusowi...“
— „Przeżegnaj się pan — odparł groźnie sędzia — doktór Magus od wielu lat nie żyje.“