Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

— „Ależ oddałem! — zapewniał Ludwik. — Było to około dziesiątej, w restauracji...“
— „Z której wybiegł pan, nie zapłaciwszy za kolację“ — wtrącił ajent.
— „Prawda! — zawołał mój siostrzeniec — za kolację nie zapłaciłem... Ale ten sam kelner może poświadczyć, że miałem zatarg z doktorem Magusem z powodu kwiatów.“
— „Panu — odezwał się ajent — nawymyślał w restauracji nie żaden doktór Magus, tylko magik i brzuchomówca Libchen, który był w restauracji ze swoją pomocnicą Florą... A on, Libchen, nie mógł okraść dyrektora, gdyż prosto z restauracji pojechał na dworzec wiedeński, a stamtąd pociągiem pośpiesznym do Berlina. Ot co jest!“
— „Łapajtys, Łapajtys... to chyba nie do ciebie należy! — rzekł bolejącym głosem sędzia i patrzył blademi oczyma to na ajenta, to na mego siostrzeńca. — Sprawa — mówił dalej — wyjaśni się natychmiast, jeżeli nas pan objaśni: gdzie pan spędził dzisiejszą noc?“
Gdyby bomba wybuchła u jego nóg, Ludwik takby się nie zmieszał, jak zapytaniem sędziego. On, szlachcic, on, człowiek dobrze wychowany i mający pretensję do uczuć jak najbardziej rycerskich, on ma wyznać, gdzie był dzisiejszej nocy?... Innemi słowy, ma wobec policjantów i dwuznacznych świadków powiedzieć że spędził noc... w mieszkaniu panny Idalji Dusigrosz-Złocińskiej, a może jeszcze przyznać, jak był dla niej niesprawiedliwy, jak ona uratowała go od obłąkania, jak później klęczał u jej stóp... „Nigdy! — rzekł do siebie w duchu — raczej śmierć...“
— „Zatem gdzież pan był dzisiejszej nocy?“ — nalegał sędzia.
-— „Nie pamiętam. Po sprzeczce z doktorem Magusem byłem, jak odurzony...“
— „Aha! — wtrącił ajent — i w odurzeniu zaszedł pan