chyba zgubiłeś go w mieszkaniu dyrektora Wyciskiewicza.“ — I pokazał mu bilet, oddany przez Ludwika Paracelsowi.
— „Znalazłem go u jednego starego pana, pod restauracją, jak wsiadał do karety.“
— „Jakto?... gdzie znalazłeś?“
— „W paltocie“ — odparł Gąsior.
— „A czy z tym panem była panienka bardzo ładna?“ — wtrącił Ludwik.
— „Była, była...“
Więc wyjaśniło się, jakim sposobem bilet, należący do mego siostrzeńca, znaleziono w mieszkaniu Wyciskiewicza.
W kwadrans później, mój siostrzeniec wolny, oczyszczony od hańbiącego zarzutu, z uśmiechem na ustach a niebem w sercu, prowadził pod rękę pannę Idalję, która tuliła się do niego — uszczęśliwiona. Siedli do powozu i pojechali do jej domu. W drodze, niejednokrotnie musiał jej łzy ocierać... łzy radości... Przytem, mimowoli, dowiedział się, że panna Idalja ma nietylko siedemdziesiąt tysięcy w banku, ale jeszcze pięćdziesiąt osiem tysięcy na kilku dobrych hipotekach. No, niech szanowny pan sam powie: czy Ludwika nie spotkała prawie nadnaturalna historja?
— W każdym razie — odparł uprzejmie gość — w tej niezwykłej historji są dwie rzeczy dosyć pospolite: jedna — że leciwa panna dostała młodszego od siebie męża, druga — że mały urzędnik, dzięki jakimś tajemniczym zaletom, zdobył ogromny posag i stanowisko...
Ponieważ pan Adam lekko skrzywił się, więc uprzejmy gość pożegnał go i opuścił mieszkanie wśród mnóstwa zobopólnych ukłonów.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/098
Ta strona została uwierzytelniona.