Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

porobiłeś znajomości z damulkami? Musisz wesoło się bawić!... Podskoczy z radości babka, gdy jej to powiem. Ale poco masz być niegrzeczny dla przyjaciół twej rodziny?
Ludwik wydarł rękę z uścisku przyjaciela rodziny i pędem wbiegł do przysionka Teatru Wielkiego.
— Bileciku życzy pan? — zawołał jakiś poplamiony osobnik. — Ja już nie mam, ale powiem zaraz memu koledze...
W tej chwili krokiem powolniejszym zbliżył się inny nieznajomy, zapytując:
— Loża?... krzesło?...
— Proszę o dwa bilety na „Fausta“... na galerję — rzekł Proszkiewicz, czując, że oblewa się rumieńcem.
— Na galerję? — powtórzył przeciągle nieznajomy. — Na galerję kasa odrazu wyprzedaje.
Ludwikowi w oczach pociemniało. Szczęściem zbliżył się jeszcze inny nieznajomy, który, wypytawszy, o co chodzi, oświadczył, że jakkolwiek nie zajmuje się sprzedażą biletów, szczególniej na galerję, jednak mógłby wystarać się do drugiego rzędu, ale za cenę pierwszego.
Ludwik pomyślał.
— Ha! niech pan da — rzekł.
— A pięć rubelków? — spytał jegomość, odgadując, że zadyszanemu młodzieńcowi musi być pilno do teatru.
— Jakto pięć? — zapytał zdziwiony Ludwik. — Przecież do pierwszego rzędu kosztuje niecałe dziesięć złotych...
— To niech pan idzie do pierwszego rzędu za niecałe dziesięć złotych! — odparł jegomość, odwracając się.
Proszkiewicz zrozumiał, że nic nie wskóra targami; więc wydobył portmonetkę i zapłacił pięć rubli, czemu pilnie przypatrywali się inni panowie.
Gdy opuścił przedsionek, ujął go dwoma palcami za ramię ten, który zaczepił go najpierwej, mężczyzna, pomimo chłodu, ubrany tylko w stary niechlujny surdut.
— A mnie? — rzekł.