— Za co?
— Przecież ja panu zarekomendowałem tych facetów...
— Dajże mi pan spokój!
Ale gdy pan w starym surducie zaczął przemawiać głosem podniesionym, Ludwik, aby uniknąć gorszych nieprzyjemności, dał mu czterdziestówkę.
— Osiem rubli kopiejek czterdzieści kosztują mnie dwa dziesięciozłotowe bilety na „Fausta“!... Ostatni raz jestem w Teatrze Wielkim.
Dochodziła ósma. Za kwadrans miało zacząć się widowisko, wejścia do wszystkich miejsc, z wyjątkiem lóż, zamykano... Trzeba było stanąć pod filarami tak, ażeby spostrzegła go panna Klotylda. Dreszcz przebiegł go na myśl, że parę godzin będzie obok niej siedział. Wszedł jeszcze do cukierni i nabył pudełko cukierków za rubla.
— Dziewięć czterdzieści! — pomyślał i uczuł wzgardę dla siebie za to, że rachuje pieniądze w chwili, gdy chodzi o słodkie towarzystwo panny Klotyldy.
— O jakże jestem podły! — szepnął.
Nie miał jednak czasu na wyrzuty sumienia, ponieważ nagle zrodził się w nim niepokój: czy panna Klotylda już nie była pod teatrem, czy nie znalazłszy go, nie obraziła się i nie odeszła do domu?... A w takim razie już nigdy nie mógłby się jej pokazać na oczy i albo — umrzeć, albo — przenieść się do innej apteki... Umrzeć!... Tu wyobraził sobie, jakby go opłakiwała biedna babka... Przenieść się do innej apteki?... Tu ogarnął go bezdenny smutek na myśl, że zerwałyby się jego stosunki z Doświadczyńskim, i teraz dopiero zrozumiał, jak jest przywiązany do tego mądrego i uczciwego człowieka.
„Zaraz — myślał — jak to ona mówiła?... „Pod teatr przyjdę wcześniej, może o wpół do ósmej, może o ósmej... Niech pan na mnie czeka od strony cukierni Semadeniego... Najporządniejsza cukiernia w Warszawie — mówiła dalej panna Klotylda — ma najlepsze ciastka i cukierki.“ (Cu-
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.