Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

Na drugi dzień wydobył ojciec ze skrzyni nasz dyplom szlachecki i parę worków rubli srebrnych. Uważnie odczytał dyplom, przerachował pieniądze, a potem mnie zawołał.
— Wicku! — rzekł — pójdziesz i ty do szkół i będziesz nosił mundur, ażeby cię byle kto nie wyzywał od świnopasów.
Rozpłakałem się i upadłem ojcu do nóg. Całowałem go tak serdecznie, że kiedym wstał, musiałem pójść do kuchni i umyć się, bom sobie nos o buty powalał.
Gdym wrócił, ojciec znowu począł mówić:
— Słyszysz, Wicku. Na twoją naukę pójdzie grosz ciężko zapracowany. Zbierałem go na posag dla reszty dzieci. Pamiętaj więc, żebyś to zwrócił, jak skończysz cztery klasy i zostaniesz księdzem, bo tak chce matka. Nie mnie zwrócisz, bo ja już w grobie będę za osiem lat (ojciec na każdą klasę przeznaczał mi dwa lata!), ale matce i młodszym. Chleb im dasz i opiekę, gdy będą w potrzebie. Pamiętaj!
Ojciec, zwykle milczący, spracował się tak, że otarł pot rękawem. Ja płakałem, aż mi oczy zapuchły. Upomnienie ojca wzruszyło mnie jak największe zaklęcie, bom przywykł każde słowo jego uważać za doniosły wypadek. Prosty ten człowiek wobec ludzi przemawiał czynami. Wyrazów używał tam tylko gdzie czyny nie sięgały — najczęściej w rozmowie z Bogiem.
Takim sposobem wszedłem do szkół. Ale dawny mój przyjaciel, choć go już w drugiej klasie dogoniłem, a później prześcignąłem, wciąż dawał mi przezwisko świnopasa. Ustatkował się dopiero, gdy mu raz siostry, kąpiąc się w rzece, tonęły, a mój ojciec wyciągnął je z narażeniem własnego życia.
Kiedym ukończył cztery klasy, prędzej niż się spodziewano, spytała mnie matka, czy zechcę wstąpić do seminarjum. Milczałem — patrząc w ziemię, gotowy spełnić rozkaz i rozpocząć wypłatę zaciągniętego długu. Ale ojciec wyczytał widać z mojej twarzy wahanie się, bo odciągnął matkę na bok i znowu złożyli radę.