Rezultat był ten, żem miał wrócić do szkół i pracować na patent z siedmiu klas. Ojciec wydobył ze skrzyni nową sumę pieniędzy i rzekł tylko te słowa:
— A pamiętaj, że to dług!
Szkoły ukończyłem z nagrodą, mając lat dziewiętnaście. Byłem zdrów i silny, właśnie jak syn człowieka, który chodził za pługiem. W piersiach coś mi się paliło, ale nie uderzało do głowy, w której panował rozsądek. Rwałem się do życia, ale zaciągnięty u rodziców dług gotów byłem spłacić. Tylko matce, gdy zobaczyła, żem tak wyrósł, zrobiło się żal oddawać mnie do seminarjum. Więc ucałowała mnie w głowę, (łzy jej dziś czuję na twarzy!) i rzekła cicho do ojca:
— Kaziu! chyba go nie oddamy do księży?...
Ojciec spojrzał na nas, wzruszając ramionami.
— A on tam poco? — odparł.
Od tej chwili mogłem sam wybierać zawód. Obijało mi się nieraz o uszy słówko: uniwersytet, więc postanowiłem wstąpić do uniwersytetu. Nie chcąc jednak nadużywać łaski rodziców, pojechałem wprzód na guwernerkę.
Byłem tam dwa lata. Za moje pieniądze oddałem młodszego brata do szkół, sprawiłem matce salopę, a ojcu barany. Przy ostatecznym jednak rachunku, okazało się, że na dalszą naukę mam tylko pięćdziesiąt rubli.
Ojciec znowu przyszedł mi z pomocą. Nie wspomniał o tem, że już trzeci raz u niego dług zaciągam, ale przed wyjazdem szepnął mi do ucha:
— Wicusiu! ja myślę, że Jasiowi te szkoły nie są potrzebne.
Wstyd mnie ogarnął, bo to moja zarozumiałość wypchnęła chłopca w świat i przysporzyła wydatków ojcu. Więc dla uspokojenia się powiedziałem, że za rok, a za dwa najpóźniej na wychowanie młodszych dzieci — ja będę przysyłał pieniądze.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.