Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

mi po nieśmiertelności duszy, jeżeli istnienie doczesne zejdzie mi w podobnem szczęściu?...
Kiedym się znużył i zdrzemnął, wśród nocy, na dygoczącym w biegu tarantasie zdawało mi się, że teraźniejszość moja to sen.
— Jakto — mówiłem — więc ja, syn zagrodowego szlachcica, ja, który spędziłem młodość w zgrzebnej koszuli, mam być wielkim panem, uczonym, rozkazodawcą?... To chyba przywidzenie!...
Tarantas podskoczył, ja zbudziłem się i dotknąłem ręką piersi. Nie — to rzeczywistość! Tu leżą banknoty, a tu — półimperjały w trzosie... Ja istotnie skończyłem uniwersytet z odznaczeniem. Ja naprawdę mam pieniądze, jadę poto, aby nasycić się zdobyczami cywilizacji zachodniej i wrócić na wysokie stanowisko.
Pomyślałem, że mi skrzydła wyrosły i żem się wzbił nad innych ludzi. Iluż to świat liczy — podobnych mi? Ilu jest takich, którzy z nicości doszli tam, gdzie ja będę?...
Poznałem słodycze zwycięstwa i rozkosz pychy. Możność przyznania sobie wartości i zasług jest największem szczęściem na ziemi. W upojeniu myślałem, że na gniazdo drobnych przepiórek upadł z nieba promień genjuszu i stworzył — sokoła. Tym sokołem ja jestem!...
Jeszcze w Kijowie będąc, umyśliłem wstąpić na pożegnanie do domu. Odgadywałem, że zastanę biedę. Miałem jednak zamiar powiedzieć rodzicom: ,
— Ufajcie w moją gwiazdę!... Za parę lat doczekacie wielkich zmian. Będziecie opływać w dostatku, o jakim nie słyszano w tej okolicy. Tymczasem zaciągajcie długi, sprzedajcie grunt, byle ten krótki czas przetrwać. Przyszłość wynagrodzi wszystko!
Na granicy Królestwa zatrzymałem się w jakiejś karczmie. Byłem głodny, więc wszedłszy do pierwszej izby, zapytałem, co mogę dostać do jedzenia.