com, uzyskałem od wakacyj miejsce przy szkołach publicznych i, jak na owe czasy, wcale dobrą pensję. A ponieważ zajmowałem się i lekcjami prywatnemi, więc nowe położenie moje było znośne. Miałem fundusze na wychowanie dzieci i na spłacenie zaciągniętego długu. Robiłem nawet oszczędności.
W rok później, jedynastoletnia Ludka wstąpiła na pensją, siedmioletni Kazio uczył się w domu, a siedemnastoletni Jaś ukończył gimnazjum. Ponieważ okazywał ochotę i zdolności do mechaniki, wysłałem go do szkoły technicznej, zagranicę. Bawił tam cztery lata. Wykształcił się i rozwinął. Jeżeli nie zaślepia mnie przywiązanie, to Janek mógł zostać najzdolniejszym mechanikiem u nas. Jego rozprawy, umieszczane w fachowych pismach francuskich i niemieckich, zdradzały naukę i praktyczność w pomysłach. Ofiarowywano mu posady w fabrykach zagranicznych; on jednak wolał wrócić do ubogiego kraju, dla niego pracować i za swoich głowę położyć.
Od chwili objęcia posady przez pięć albo i sześć lat byłem o tyle szczęśliwy, o ile może nim być nauczyciel. Byt miałem zapewniony. Przestawałem z ludźmi niebogatymi wprawdzie, ale — światłymi. Rodzeństwo moje chowało się zdrowo i między innemi dziećmi (o ile mogłem zauważyć), odznaczało się przymiotami umysłu i serca.
Kiedym patrzył na ich ubiór przyzwoity, rodzaj zabaw, towarzystwo, na miłość i szacunek, jakiemi ich otaczano, i — kiedym przypomniał sobie własne dzieciństwo, czułem zadowolenie. Im było pewniej i — weselej na świecie, aniżeli mnie przed laty. Pieniądze, dane mi przez ojca, przyniosły procent.
Ale i ta epoka mego życia nie była wolna od goryczy. Nie miałem pola do zużytkowania większej części zdobytej wiedzy naukowej. Nie miałem czasu na dalsze kształcenie samego siebie i przeglądając specjalne czasopisma, widziałem, że