Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

świeżo założone firanki, parę doniczek i bukiet kwiatów. Na ten widok serce poczęło mu bić śpieszniej.
W południe przeszedł tą samą drogą i usłyszał dźwięki fortepianu. Dziwna rzecz! Dziś pierwszy raz dopiero podobała mu się gra na fortepianie, której dotychczas nie znosił.
Wieczorem, gdy wrócił do siebie, uczuł straszną pustkę w swem obszernem mieszkaniu i zatęsknił do towarzystwa ludzkiego. Herbata wydała mu się niesmaczna, służący miał minę robójnika, samowar na jedną osobę był za duży...
Przeszedł do swego gabinetu, aby tam przygotować pilny projekt. Ale straszna rzecz! Zapomniał najpotrzebniejszych formuł matematycznych, a do podręcznika dla mechaników nie chciało mu się ręki wyciągnąć.
Był znużony i rozmarzony.
Nareszcie, chcąc się przemóc, schwycił pióro i na arkuszu wyrysował potrzebną mu figurę. Potem zamyślił się i, zamiast projektu, począł pisać:
— Helena!... Helena!... Helcia!...
Ocknął się z trwogą i patrząc na arkusz, zawołał:
— Ależ ja jestem warjat!
Tej nocy nie spał, a następnego dnia, trochę blady i bardzo zmęczony, wszedł do biura kasjera głównego.
Przywitał go serdecznie i zapytał:
— Jakże tam idą interesa, panie kasjerze?
— Dotychczas świetnie, ale jak pana inżyniera zabraknie między nami, to wszystko może wziąć w łeb!
Żarski chwilę milczał i nagle rzekł:
— Przyjmiesz pan dziś moją wizytę?... Tak już dawno wybieram się do pana...
I czując, że skłamał, zaczerwienił się jak aplikant.
Kasjer, stary wyjadacz, bystro spojrzał mu w oczy i odparł:
— Pan wiesz, panie inżynierze, że nasze domy i serca zawsze są dla pana otwarte, choć korzystać z nich nie chcesz.