z odległości kilku i kilkunastu mil na polowanie, zapusty lub jakąś uroczystość rodzinną; wtedy pokoje roiły się gośćmi, a na obszernym dziedzińcu trudno się było przecisnąć między zajeżdżającemi powozami.
Dwa razy do roku przechodziły tędy wojska na manewry do stolicy, a wówczas w zamku bywało ciasno. Z sąsiadów przyjeżdżał kto żył, wioząc ze sobą żony, siostry i córki z mnóstwem pudełek i węzełków.
Dzień przybycia wojsk był uroczysty. Dziedziniec wysypywano piaskiem, a we wszystkich oknach pałacu jaśniały wesołe twarze świątecznie wystrojonych kobiet.
Trzebaż było widzieć, z jaką niecierpliwością śledzono z baszt i balkonów ów szary tuman kurzawy, który stopniowo rósł, zwolna zbliżając się do zamku... Już odróżniają awangardę od głównego korpusu, a piechotę od kawalerji... Już widzą muzykę, oficerów, krążących między oddziałami, kity i chorągiewki ułanów... Już rozeznają twarze, następuje wymiana ukłonów i nagle...
— Bataljon!... — rozlegają się głosy w kolumnach.
Chrzęści broń, szeregi wyrównywają się, oficerowie sztywnieją. Wojsko już przeszło bramę.
Nowa komenda, nowy chrzęst broni, muzyka gra, kolumny maszerują przed ganek, na którym w kompletnym uniformie stoi siwy jak gołąb jenerał. Po całym zamku i po szeregach przebiega szmer i okrzyk.
Wniesiono sztandary, żołnierze złożyli w kozły broń, w oknach zniknęły kobiece twarze, a do ogromnej sieni ciśnie się tłum oficerów. Na marmurowych schodach słychać szczęk ostróg i pałaszy, a w wielkiej sali balowej śmiech kobiet i skrzeczenie strojonych instrumentów. Za chwilę w otwartych naoścież podwojach ukazują się zawiędli jenerałowie, groźni pułkownicy i bardzo kontenci ze świata, a najbardziej ze swoich wąsików, podporucznicy. Z chóru odzywa się mu-
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.