cał się na kanapę albo na łóżko i leżał tam po parę godzin bez ruchu, jakby dla nabrania sił do swej nieskończonej, bezcelowej a bolesnej wędrówki.
Spał krótko i niespokojnie. Wśród ciszy, której nawet nie naruszał szmer muchy ani miarowy łoskot zamkowego zegara, starzec zrywał się na równe nogi i zapalał światło. Zdawało mu się, że z jakiejś nieokreślonej odległości dolatuje go głuchy huk armat i rzęsiste salwy karabinów. Przecierał oczy, nasłuchiwał... i znowu z dreszczem upadał na łoże, przekonawszy się, że to jego własne pulsa tak biją.
Niekiedy znowu, szczególniej podczas ciemnych nocy, gdy w zamku wszystko już spało, Gosiewski powstawał ostrożnie, ubierał się bez światła i po omacku wchodził na najniższe piętro bibljoteki, która do jego sypialni przytykała. Tam rozniecał małą, krytą latarkę, brał stojący w kącie rydel i wymykał się z nim na ogród, przez drzwi, według ogólnej opinji od niepamiętnych czasów nieotwierane. Gdzie chodził i co robił... któż zgadnie? lecz pewnem było, że po każdej takiej wędrówce powracał zmęczony straszliwie.
Pewnego dnia jenerał wstał raniej niż zwykle, umył się jak zawsze cały zimną wodą, włożył długie juchtowe buty, grube spodnie i codzienną kurtkę z prostego sukna, poczem wyszedł do przedpokoju, o kilka komnat odległego od sypialni.
Tam Wojciech Król, dawny ordynans, a obecnie najzaufańszy sługa, klęcząc przed łóżkiem, mówił w tej chwili pacierz. Chciał się zerwać, lecz pan dał mu znak ręką i rzekł:
— Nie przerywaj... Jak skończysz, zawołasz mi Brzezickiego.
Wkrótce potem do sypialni jenerała wszedł Brzezicki, rządca Gródka, człowiek nieco młodszy od Gosiewskiego i widocznie także eks-wojskowy.
— Niech będzie pochwalony! Życzę zdrowia panu jenerałowi... — zaczął rządca.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.