Ta strona została uwierzytelniona.
— Swój! swój!... — mruknął stary, oganiając się ręką.
W tej chwili na posadzkę upadł granat i z okropnym hukiem pękł, o parę kroków od Wojciecha.
— Widzisz przecie, że swój, psia cię mać, to czego do oczu skaczesz! — wrzasnął stary i kopnąwszy nogą jedną z żelaznych skorup, która odbiła się od sufitu, zbiegł nadół do ogrodu, unosząc ze sobą książkę i papier, które przysiągł odnieść Władysławowi.[1]
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
- ↑ Dalszego ciągu brak.