Rzecz dzieje się w miesiącu lipcu, roku 1880-go, na wsi. Przede dworem folwarku Kamień stoi powozik i bryczka; w powoziku siedzi rządca tej majętności, pan Wodnicki, wraz z małżonką, oboje w płóciennych kitlach; na bryczce kręci się ich dziesięcioletnia córeczka, Jadzia, którą panna Wanda, nauczycielka, stara się uspokoić. Około powozika wyskakuje dwu chłopaków: jedynastoletni Staś, który ogląda i poprawia uprząż na koniach, i trzynastoletni Kazio z małą fuzyjką w rękach.
— Siadajcież nareszcie! — woła ojciec.
— Kaziu, proszę cię, zostaw fuzję! — błaga matka.
— Ale ja będę powoził! — odpowiada Staś.
— A jak nas w drodze napadną? — zwraca się do matki Kazio.
— Siadać! — krzyknął już zirytowany ojciec. — Ty zostawisz fuzyjkę, a ty nie będziesz powoził.
Chłopcy zmiarkowali, że opór do niczego nie doprowadzi; więc chmurny Kazio postawił fuzyjkę na ganku, a Staś, wciąż oglądając się na konie, powoli usiadł na przedniej ławeczce powozu.
— Więc nie dasz się namówić, Józiu? — zapytała pani Wodnicka młodzieńca, stojącego na ganku. — Wolisz zostać sam, aniżeli poznać miłe sąsiedztwo?
— Jeżeli wujostwo pozwolą, zostanę — odpowiedział młody chłopak z ukłonem.