kiem upada nawznak. Zaś nieco dalej stała gromadka świerków pokracznych, z których najpierwszy był podobny do średniowiecznego pokutnika. Oto śpiczasty kaptur... oto maska, wśród której błyszczy złe oko.
— Neruś!... Neruś!... — zawołał Trawiński, nie poznając własnego głosu. — Gdzież tu droga?... Mniejsza o nią... Szedłem z południa na północ, więc teraz będę wracał z północy ku południowi. Ale gdzie północ?... Chyba zabłądziłem!
Ledwie sformułował sobie to pytanie, uczuł ściśnięcie gardła, a serce bić w nim przestało. I nagle opanował go strach... strach, podobny do szaleństwa... Zaczął pędzić bez kierunku, zawadzając o krzaki...
Wtem, z pomiędzy paproci, zerwał się jakiś duży ptak i z łopotem wzbił się ponad drzewa. To oprzytomniło Józefa. Jak żywa stanęła przed nim matka i zdawało się, że słyszy jej głos spokojny:
„— Tylko nie poddawaj się strachowi, mój chłopcze. Zwróć uwagę na cośkolwiek, ażeby bodaj przez chwilę nie myśleć o tem, co cię trwoży.“
Istotnie strach paniczny zmniejszył się; natomiast zbudziła się w nim desperacja.
— Jak można iść naoślep do nieznajomego lasu! I jak ja się stąd wydostanę? Neruś!... Neruś!... Gdzieś pobiegł, może i on zabłądził?... Cóżto za niepokój będzie w domu wuja!... Spisałem się, niema co mówić, na drugi dzień po przyjeździe!... A jak tu noc przepędzić, w lekkiem ubraniu, bez ognia?
Z poza obłoków wychyliło się znowu słońce, a Trawiński przypomniał sobie wycieczki do Łazienek, Czerniakowa, Wilanowa, podczas których matka, niegdyś uczona przez męża, sama następnie zaznajamiała syna z botaniką, jeografją i kosmografją. Dzięki ukochanej mistrzyni, Józef nauczył się poznawać strony świata i teraz właśnie chciał skorzystać ze zdobytych wówczas wiadomości.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/021
Ta strona została uwierzytelniona.