raz głośniejszy turkot i szczekanie psa. W parę minut nadjechał gajowy jednokonnym wózkiem, a towarzyszył mu w wesołych podskokach Neruś.
— A gałganie! — krzyknął Józef na psa — to po lesie się włóczysz, mnie zostawiasz! Tak mi dziękujesz, że wziąłem cię na spacer?
Neruś, bardzo zadowolony ze swego postępowania, skoczył chłopcu aż do brody. I pogodzili się.
Łoski przywitał gajowego i rzekł do Józia:
— Siadaj, odwiozę cię do Kamienia.
Ale chłopak, widząc, że las się kończy i że z pomiędzy rzadkich sosen przeglądają znajome pola, oświadczył, że już sam trafi do domu, a Łoskiemu radził uciekać do Klejnotu przed nadciągającą burzą.
— Czy i wy myślicie, że będzie burza? — zapytał trochę niespokojnie Łoski gajowego.
— Burza może i nie będzie, ale na deszcz patrzy — odpowiedział gajowy.
Po serdecznem pożegnaniu Łoski siadł na wózek i odjechał, zaś Józef skierował się w stronę pól i Kamienia, z głową przepełnioną wydarzeniami, jakich był świadkiem i uczestnikiem.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/057
Ta strona została uwierzytelniona.