tam niema sklepienia, tylko pustka. Ach, jaka straszna pustka: porywa duszę, ażeby ją zgnieść!...
„Cicho!... co to za szmery?... To rechotanie żab... pierwszy raz je słyszę. Coś one przypominają... coś?... Aha!... Jeszcze przed kilkoma laty była u nich stara służąca, Łukaszowa, która wieczorami, zgasiwszy światło, prawie takim samym głosem mruczała: „Zdrowaś Marjo, łaski pełna, Pan z Tobą.“ W tej chwili, wśród pól, natura, na swój sposób, mówi pacierz.“
Całe życie dotychczasowe, całe dzieciństwo szczęśliwe stanęło mu przed oczyma. Poczuł ogrom ziemi, straszliwą nieskończoność nieba i pełen rozpaczy szepnął:
— Boże mój, dlaczego ja Ciebie straciłem?...
Zawrócił ku domowi. Niedaleko czworniaków usłyszał śmiechy i rozmowę dziewcząt wiejskich i niewiadomo z jakiej racji przypomniał sobie pannę Zofję Turzyńską. Zaczął o niej rozmyślać i doszedł do wniosku, że jednak ta niezbyt ładna, szesnastoletnia dziewczynka mocno wyróżnia się od innych. Jest powściągliwsza od pięknej, ale rozrzucającej się panny Klęskiej, a śmielsza od wiecznie wylęknionej kuzynki, panny Róży. Ma prześliczne ręce i stopy, a postawę i ruchy wprost niebywałe. Chodząc, robi wrażenie przesuwającego się obłoku, a najzwyklejszy jej gest jest tak piękny, że warto byłoby go rzeźbić. Nie ma dźwięcznego głosu, ale mówi wyraźnie, a każdy jej frazes kipi jakiemś ukrytem życiem. Nareszcie ogólne wrażenie jej osoby można scharakteryzować tylko jednym wyrazem: niewinność. Zdawało się, że wobec jej twarzyczki spokojnej i lekkiego zdziwienia w oczach najgorszy cynik nie ośmieliłby się odezwać z konceptem.
Dawniej mówiło się o takich kobietach, że mają w sobie coś anielskiego.
„Jaka ona przytem dobra! — myślał Trawiński. — Spostrzegłszy, że jej brat zrobił mi impertynencję, co wreszcie jest jego stanem normalnym, parę razy dała do zrozumienia, że mnie wyróżnia. Wielkie czeka ją nieszczęście, jeżeli kiedyś
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/064
Ta strona została uwierzytelniona.