„Łoski, oto prawdziwie mądry człowiek! — rozmyślał Józef, siedząc w swoim pokoiku przy stole i zastanawiając się nad listem do matki. — Łoski to mędrzec i najlepszy nasz przyjaciel. Jakie to wielkie było powiedzenie: „Nie śpieszyć się!... działać oględnie!... gdyż w zatargu między Turzyńskim a Nieznanym słuszny wybór jest tak trudny, jak przejście po wąskiej kładce nad wodą.“
„Po sto, po tysiąc razy ma słuszność nasz złoty, najlepszy pan Feliks. Może Nieznany jest uczciwym człowiekiem, może nieboszczyk Turzyński istotnie zrobił go swoim spadkobiercą... Ale i pan Zygmunt, rodzony brat nieboszczyka, musi mieć jakieś prawa do spadku. Rodzony brat!... Więc mamusia, a tem bardziej ja, nie mamy powodu zgóry oświadczać się za jednym, albo za drugim. To należy do sądu, nie do nas.
„A jak on słusznie określił pannę Zofję, że jest to anioł dobroci! Ten oryginał Byvataky powiedział mi, jeszcze wtedy, w lesie, że Zosia nie jest żadna piękność. Oto znawca! Dla niego piękniejszą jest panna Paulina Klęska, istotnie ładna, ale kokietka, strojnisia, aż oczy bolą. Tymczasem, wpatrzywszy się, to panna Zofja jest naprawdę pięknością najwyższą, bo duchową, jak mówi mama. Co za figura, jakie ruchy, spojrzenie, uśmiech... Ja, daję słowo, takiej kobiety jeszcze w życiu nie spotkałem. Piękna dusza w najwytworniejszem ciele.
„A jakie szczęście, że nie napisałem do mamusi, ażeby rozpoczęła umawiać się z panem Nieznanym! Bo czy w takim