Silne rumieńce wystąpiły na twarz Wodnickiej, usta jej drżały.
— Jeżeli pan nie żartuje, jeżeli mówi serjo, to witamy w naszym domu, jak brata i syna.
Permski powstał z ławki i pocałował ją w rękę, a ona jego w głowę.
— Gdybym kiedy przydał się wam — rzekł — rachujcie na mnie. Nie zawiodę. A i u was będę szczery, jak pośród własnych braci.
Na życzenie Permskiego podano herbatę na ganku. Gość pił bardzo mocną, bez cukru i mówił:
— A ja przyjechałem po siostrzeńca pani, po Trawińskiego, zabrać go do Klejnotu na kilka dni. Nasz jaśnie pan dziedzic chce młodzieży wyprawić w lipcu majówkę. Wzamian, jeżeli państwo pozwolicie, będę tu czasami zajeżdżał albo przychodził.
— Ależ z największą chęcią, zapraszamy raz na zawsze — odpowiedziała Wodnicka. — Jakie to jednak dziwne, że pan do nas nieznajomych tak odrazu przylgnął.
— Odrazu to nie. Naprzód poznałem siostrzeńca państwa, tego oto... Później słyszałem, że pani jest sławna hodowczyni drobiu i trzody chlewnej, że dostawała złote medale na wystawach... Nu, myślę, to kobieta, która coś robi na świecie. Powiedziano mi też, że pan Wodnicki jest znakomity agronom, człowiek ciężkiej pracy, który swoją gospodarką nietylko podwoił wartość tych dóbr, ale przyczynił się do podniesienia rolnictwa w całym powiecie. Nu, myślę, to mój człowiek, kiedy pracuje produkcyjnie. Nareszcie, kiedy dowiedziałem się, że bardzo uczciwie postępuje ze swymi pracownikami, że ujmuje się za nimi i że, jak to bywa, sam jest źle wynagradzany, pomyślałem sobie: oto moja rodzina w Polsce!... Czy mogę zapalić papierosa?
Pani Wodnicka otarła wilgotne oczy. Józef oparł głowę na ręku i słuchał z zajęciem.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/086
Ta strona została uwierzytelniona.