— Oto jakie teraz panują stosunki na świecie — mówił Permski, popijając małemi łykami herbatę. — Rządca czy plenipotent, choćby genjalny człowiek i bohater w swoim fachu, za ciężką i płodną pracę dostaje parę tysięcy rubli na rok i skromne mieszkanko. Jego żona musi dopracowywać na swoją rękę, a mimo to ledwie im starczy na wychowanie dzieci, zaś o zabezpieczeniu starości niema co i mówić. Od tego są towarzystwa dobroczynności.
Wodnicka cicho westchnęła.
— A tymczasem tak zwany właściciel majątku, próżniak, karciarz, kobieciarz, wyrzuca po kilkadziesiąt tysięcy rubli rocznie na konie wyścigowe, na utrzymanie willi gdzieś aż pod Nizzą.
— Chyba pan nie myśli o naszym panu? — przerwała mu nieco zdziwiona Wodnicka.
— Naprzód — ciągnął Permski — ja nie znam żadnych naszych panów, a powtóre — przecież nie wymieniłem nazwiska. To, o czem mówię, jest powszechnie wiadome, a tylko zacofane polskie gazety boją się o tem pisać. Bo niech pani sama powie: czy istnieje choćby jeden powiat w waszej Polsce, w którym szlachta nie zatracałaby pieniędzy na konie, powozy, meble zagraniczne, stroje żon i córek, na karty i podróże? Czy jest powiat, w którym rządca i ekonom nie byliby wyzyskiwani, a parobcy nie przymierali z głodu? I z czego nieszczęśliwy robotnik ma mieć siły, jeżeli na przekarmienie się ma niecałe dwa funty chleba, z trzema i pół funtami kartofli dziennie? Za co on kupi kawałek mięsa, jeżeli latem robotnikowi rolnemu płacą czterdzieści, a zimą dwadzieścia kopiejek na dzień? Za co wychowa dzieci urzędnik dóbr ziemskich, jeżeli rocznie dostaje kilkaset rubli pensji? Albo musi kraść, albo powiedzieć sobie: moje dzieci będą karbowymi, a wnuki parobkami. I dlaczego tak jest? A dlatego, że jakiś jaśnie próżniak, jaśnie marnotrawca, jaśnie wyzyskiwacz
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/087
Ta strona została uwierzytelniona.