Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/096

Ta strona została uwierzytelniona.

będzie żyło, jak dziś: szykownie, wesoło, nawet hucznie, nie utrudzając się żadnemi zajęciami. Dopiero ich synowie i wnuki muszą się wziąć do roboty produkcyjnej; nu, a to chyba ani im, ani narodowi na złe nie wyjdzie. Co?... Przecie to hańba i nawet niezdrowo nic nie robić... Sam powiedz?
— Prawda! — odrzekł Józef, czując, że wielki ciężar spadł mu z serca. „Turzyńskim nie grozi nóż, ani pochodnia... Zosia będzie żyła w dostatkach...“
— Teraz — dodał głośno — chciałbym wam coś powiedzieć, ale dajcie słowo, że nikomu...
— Masz moje słowo — odparł nieco zdziwiony Permski.
— Otóż — ciągnął Trawiński — przed kilkoma dniami była tu panna Zofja Turzyńska...
Poczuł ściskanie w gardle, zarumienił się i dopiero po chwili mówił dalej:
— Panna Turzyńska widziała Szczepanka, rozmawiała z nim i... tylko ani słówka przed nikim! — obiecała dostarczyć mu środków na dalsze kształcenie się...
— U-hu-hu! — zaśpiewał Permski. — Zosieńka obiecałaby wszystko, każdemu biedakowi, oddałaby nawet ostatnią koszulę, ale co z tego?... Na kształcenie trzeba pieniędzy; ale panna Turzyńska tymczasem nie ma pieniędzy, a jej tatko nie da. Bądź spokojny, kolego: Szczepan będzie miał tylko to, co my dla niego zrobimy, nie pan Turzyński.
Tak rozmawiając, zbliżyli się do domu. Na ganku stał stół przykryty białym obrusem z czterema nakryciami. Chłopców nie było, oczywiście wysłała ich gdzieś matka, natomiast ukazał się pan Wodnicki i razem z małżonką zaprosił Permskiego na podwieczorek.
— Zabiera pan Józia do Klejnotu? I na długo? — rzekł.
— Kilka dni musi posiedzieć.
— Choćby i tydzień — rzekł gospodarz. — Niech się chłopak zabawi po tutejszych nudach.