Wodnicki wciąż kiwał głową.
— Proszę pana — rzekł — urzędnik jest nie poto, ażeby nas słuchał, ale — ażebyśmy jego słuchali, bo inaczej ładu nie będzie. Otóż, jeżeli ten urzędnik będzie miał siłę, a mieć ją musi, to bardzo prędko weźmie nas za łby, zbierze majątek, zgarnie tyle ziemi, ile mu się podoba, i przekaże ją swoim potomkom. Czyli — wszystko będzie jak dawniej.
— Nu, bądź pan Wodnicki spokojny! — zawołał Permski, uderzając pięścią w stół. — Z podobnym urzędnikiem to już mybyśmy się rozprawili...
— Ale za co panowie tak nienawidzicie naszej szlachty? — wtrąciła pani.
Permskiemu ognie wystąpiły na twarz i zaiskrzyły się oczy.
— I to mówi żona agronoma, społecznika, jak pan Wodnicki! — zawołał. — Nu, więc ja wam teraz objaśnię, wy polscy patrjoci, czem dla waszej ojczyzny była i jest szlachta...
— Ciekawość! — mruknął Wodnicki.
— Będzie i ciekawość, nie jedna — mówił rozdrażniony Permski. — Państwo wiedzą, ile w Polsce przypada ziemi na rodzinę chłopską? Sześć dziesięcin!... A ile na rodzinę szlachecką? Czterysta dziesięcin!... Innemi słowami: rodzina szlachecka pochłania tyle, co sześćdziesiąt sześć rodzin chłopskich. Gdyby na jedzenie, ubranie, naukę dzieci i inne rzeczy wydawał szlachcic tyle, co przeżywa dwadzieścia sześć chłopskich rodzin, to jeszcze zostałby mu roczny dochód czterdziestu rodzin chłopskich, czyli najlżej rachując, przeszło sześć tysięcy rubli. A że szlachciców w waszej Polsce jest zgórą pięć tysięcy, więc klasa ta posiada przeszło trzydzieści miljonów rubli rocznie, poza wydatkami na utrzymanie.
Słyszycie? Wasza szlachta ma trzydzieści miljonów rocznie do swobodnej dyspozycji.
A co z niemi robi?... Czy zakłada fabryki?... czy wydaje na ochrony, szpitale, przytułki dla starców?... Nie!... Cały ten
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/098
Ta strona została uwierzytelniona.