gigancki dochód marnuje na wyścigi, stroje, karty, wyjazdy zagranicę...
I wy pytacie, za co ja niecierpię waszej szlachty?... Za to, że ja kocham wasz naród, a szlachta to rak, który naród toczy. Przecie, gdyby nie było szlachty i gdyby jej zbyteczny dochód rozlał się po całym narodzie, kraj wyglądałby inaczej.
Nastała chwila przykrego milczenia. Nagle odezwał się Wodnicki:
— A długi?
— Co to znaczy: długi? — zapytał Permski.
— To znaczy — mówił Wodnicki — że jeżeli, jak pan mówisz, na rodzinę szlachecką przypada u nas osiemset morgów ziemi, to z tej ilości pięćset albo i sześćset morgów nie należą do szlachcica, tylko do jego wierzycieli hipotecznych i wekslowych. Owe więc trzydzieści miljonów rubli nie idą na zbytki szlacheckie, ale na procenty dla wierzycieli.
Permski przez chwilę był stropiony. Nagle twarz rozjaśniła mu się i zapytał:
— A na co były zaciągnięte długi?
Wodnicki wzruszył ramionami.
— Czy ja wiem? — odparł. — Niekiedy na zapłacenie kontrybucji.
— Nie-kiedy! — zaśpiewał Permski. — A kim są wierzyciele?
— I tego nie wiem.
— Nu, to ja wiem!... Waszymi wierzycielami są Niemcy, Francuzi, Belgijczycy, a najbardziej Żydzi. Wasza szlachta przez kilka pokoleń robiła długi czort wie na co, ażeby dziś chłop bezrolny swoją krwawą pracą płacił procenty Niemcom i Żydom... Pięknie gospodaruje wasza szlachta, niema co mówić! — zakończył Permski.
Powstał, podziękował za przyjęcie i oświadczył, że — pora jechać. W pół godziny bryczka uwiozła w stronę Klejnotu Permskiego i Trawińskiego.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/099
Ta strona została uwierzytelniona.