Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

za pożyczone pieniądze wdowa otrzyma siedem procentów, czyli osiemset czterdzieści rubli rocznie, a donieważ jest do pewnego stopnia kuzynką Turzyńskich, więc może darmo mieszkać w Klejnocie, dostawać opał, a nawet, od czasu do czasu, konie — na niezbyt dalekie przejażdżki.
Pani Komorowska propozycję przyjęła z radością: oddała swój kapitalik, otrzymała należyty rewers i zamieszkała w jednej z oficyn pałacowych. Po kilku miesiącach zaczęła stołować się w pałacu, lecz, za radą plenipotenta, zniżyła swemu dłużnikowi procent od kapitału na pięć od sta. Zaś po kilku latach i jeszcze po kilku, przeniosła się do dworku w ogrodzie warzywnym, poczęła zajmować się drobiem, a ze swemi procentami widywała się rzadko i nieregularnie. Wkońcu stosunki ułożyły się w taki sposób, że pani Komorowska była traktowana jak gospodyni, która wprawdzie nie najświetniej wypełniała swoje obowiązki, lecz cierpi się ją, jako wdowę po dalekim, bardzo dalekim kuzynie.
Pani Komorowska, osoba w gruncie rzeczy dobra, godziła się z nowemi warunkami. Lubiła swój dworek, ogród warzywny, drób, kochała Zosię Turzyńską, pokładała jakieś nadzieje w Stasiu. Wszelako niekiedy przychodziło jej na myśl, że jednak ze swoim kapitalikiem mogłaby żyć niezależna i nie podejrzewana o to, że jest na łasce bogatych krewnych. Wówczas stawała się smutna, rozdrażniona, rozżalona na pana Zygmunta i mocno postanawiała rozłączyć się z nim i zażądać zwrotu dwunastu tysięcy. W chwili jednak, kiedy zaczynała stanowczą rozmowę z kuzynem, albo on poruszał inny temat, albo jej zabrakło odwagi.
Taki właśnie moment żalu spadł na panią Komorowską, dziś, kiedy ze swego ogrodu zobaczyła czterokonną karetę, powożoną przez najpoważniejszego stangreta, Wojciecha, a jadącą w stronę gościńca.
Oczywiście wyjechał pan Turzyński, zaś jedna z dziewek powiedziała jej, że wziął ze sobą panienkę i panicza. Więc