— Ale zbliżyliśmy się do testamentu Władysława Turzyńskiego i procesu z panem Nieznanym.
W całej postawie Łoskiego widać było zdumienie. Otworzył usta, rozszerzył palce rąk, podniósł brwi i patrzył na panią Komorowską szklanemi oczyma. Ona zaś, rozejrzawszy się po alejach, zaczęła zniżonym głosem:
— Jan Turzyński, dziadek Zygmunta, miał onego czasu romans z pokojówką swej matki, Angielką, której syn otrzymał nazwisko Nieznanego, wychowywał się przy dworze turzyckim i został tam berejterem; potem ożenił się z córką berejtera Oświęcimskich, znowu Angielką, i z nią miał syna jedynaka, który także nazywał się Nieznanym, ale, dzięki świętej pamięci Władysławowi, otrzymał po nim nietylko klucz Turzyce, ale i ogromną gotówkę. Czy i teraz myśli pan, że ów Piotr Nieznany jest naprawdę tak bardzo nieznanym i żadnego, ale to żadnego prawa nie ma, choćby do części majątku Turzyńskich?
— Przyznam się pani, że jeszcze nie wyrobiłem sobie poglądu na tego rodzaju kwestje...
— Zczasem wyrobi pan sobie, a teraz idźmy dalej — mówiła Komorowska. — Przypominam jednak, że o tych sprawach, oprócz nas dwojga, nikt wiedzieć nie powinien.
— Pani sądzi, że nikt inny nie wie?
— Jestem pewna, że ludzie wiedzą, ale... nie ode mnie... Przejdźmy teraz do następnego pokolenia. Stefan Turzyński, ojciec Władysława i Zygmunta, człowiek lekkomyślny i majątkowo zrujnowany, ożenił się z kobietą nadzwyczajnej piękności i rozumu. Pani ta nie była bogata, lecz zwróciła na siebie uwagę osoby nietylko bardzo majętnej, ale i wysoko urodzonej. W kilka lat później zrobiła znajomość z innym człowiekiem, znowu bardzo majętnym, ale parwenjuszem, a nareszcie zaczęła mieć tylu przyjaciół z rozmaitych sfer społecznych, że jej mąż, pomimo iż był skończonym cynikiem, odebrał sobie życie.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.