— Mój przyjaciel, Józef Trawiński — rzekł Łoski, wskazując na Józefa.
— To pewnie ten młody kawaler, którego pan oczekiwał?... Piękny byłby ułan! Zapewne radby zwiedzić pałac?... Proszę, bardzo proszę... Zaczniemy od fundamentu.
— Co, do piwnic zaprowadzi nas pan? — zapytał Łoski.
Starzec machnął ręką.
— Niema tu piwnic — rzekł. — To tylko piwniczki. Prawdziwe piwnice są tam... w Turzycach. Ale w Turzycach już ja nie będę, dopóki włada w nich uzurpator. Fundamentem zaś nazywam pokój jadalny, bo to podstawa życia. Jeść potrzebuje każdy człowiek, nawet książęta i biskupi... Proszę...
Otworzył drzwi i szerokim gestem wskazał młodzieńcom, ażeby weszli.
— Naprzód — mówił — zwracam uwagę kawalera, że tu wszystkie drzwi, w całym pałacu, drzwi — mahoniowe... Były... A wszystkie klamki i zawiasy ze złoconego mosiądzu... Czy to kawaler zasługujący na zaufanie? — zapytał półgłosem Łoskiego.
— Może mu pan wierzyć, jak mnie.
— Piękna rekomendacja! — rzekł starzec. — W takim razie będę szczery... zupełnie szczery... Niestety!...
— Skądże ten desperacki wykrzyknik? — zapytał Łoski.
— Bo tu u nas dużo się zmieniło od czasów mojej młodości — ciągnął Radcewicz. — A ponieważ, jak mi mówiono, dzieje się tak w całym kraju, więc nie mam powodu do radości. Ale co tam!... Oto jest poczekalnia: sprzęty proste, skrzynka na kwiaty, których jeszcze gałgan ogrodniczek nie przyniósł. Godnym uwagi jest zegar gdański i lustro, w którem (tu zniżył głos) przeglądał się Kościuszko... Ale zegar jest teraz inny i lustro inne. Tamten zegar wskazywał dnie tygodnia i odmiany księżyca, a lustro ma podobno stać w pokoju pana, chociaż...
Józef spojrzał na Łoskiego, ale ten miał oczy spuszczone.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.