Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

dla orkiestry, a pod nim, na estradzie, fortepian koncertowy, na którym już od bardzo dawna nikt nie grywał koncertów. Radcewicz o każdej cząstce pałacu miał coś do opowiedzenia, zawsze dodając, że kiedyś było tu inaczej: inne drzwi, inne okna, inne obicia i sprzęty, które sprzedano, aby zastąpić je wyrobami może nie najgorszemi, ale nie mającemi żadnej pamiątkowej wartości.
Kiedy, opuszczając pierwsze piętro, znaleźli się znowu przy schodach, Radcewicz pożegnał ich:
— Widzieliście panowie mieszkanie magnata. Jużci ładne ono, ale nie odznacza się niczem. Coś w tym rodzaju mógłby mieć pierwszy lepszy dorobkiewicz, a może nawet i coś droższego.
Zupełnie inaczej znaleźlibyście w Turzycach: tam jest gniazdo rodu Turzyńskich. Tam widzielibyście zbrojownię hetmana Turzyńskiego, bibljotekę biskupa i kasztelana, obu mężów znakomitej wiedzy na swój czas, kaplicę, w której modliła się niejedna ze świątobliwych kobiet Turzyńskich, wreszcie groby rodzinne, gdzie spoczywają całe szeregi wielkich i zasłużonych mężów.
Może kiedy uda wam się tam być, ale już nie pod mojem przewodnictwem. Ja, gdybym tam nogą stąpił, zdaje się, zdechłbym na miejscu...
— Przepraszam pana — odezwał się Józef — ale dlaczego tak?
— Więc ty, kawalerze, nic nie wiesz, więc ci nic nie mówiono?... Przecież tam dziś grasuje przywłaszczyciel, jakiś pan Nieznany. A co gorsze, że niby posiada dokumenty, mianujące go właścicielem, i że autorem tej herezji jest rodzony brat pana Zygmunta, jeden z Turzyńskich... Władysław!...
Nie chce mi się wierzyć, jednak muszę i lękam się, że ten straszny przybłęda może utrzymać się przy zagrabionych, czy wyłudzonych majątkach.
Podał im ręce z zawiniętemi rękawami koszuli i prosił,