bie. — A jak będziesz rozmawiał z Turzyńskim, tytułuj go panem sędzią. On to lubi. Zresztą u nas trzeba każdemu nadawać jakiś tytuł.
Wyminął ich na dziedzińcu Permski.
— Gdzie to, panie Dymitrze? — zawołał Łoski. — Nie przywitacie starego?
— Czort z nimi!... Idę do stajni. Przejadę się konno.
I poszedł dalej, cicho gwiżdżąc.
— Ten nie robi sobie ceremonij! — rzekł Łoski. — Ale znają go tu i nie mają pretensji.
Gdy mijali grupę służby męskiej, Łoski podał rękę Radcewiczowi.
— Chwała Bogu odzyskał pan humor, co?
— Jakże nie odzyskać, kiedy przyjeżdża Dorohuska? — odparł Radcewicz. — Powinna baba dobrze nas podeprzeć, na kilka lat! — dodał szeptem.
Łoski z Józefem poszedł dalej, a zbliżywszy się do grupy kobiet, po przyjacielsku kiwnął głową Katarzynie i elegancko przywitał się z panią Komorowską.
— W jakiemże pani dzisiaj usposobieniu? — zapytał.
— W jak najgorszem! — odpowiedziała półgłosem. — Ta Dorohuska nie przyniesie nam szczęścia.
— Jadą!... jadą!... Już są w alejach! — rozległ się okrzyk, jakby z dachu.
Pani Komorowska poprawiła czarną suknię, kobiety skupiły się, większa część męskiej służby znikła w przysionku, Radcewicz stanął pomiędzy kolumnami. Panienki z panną Krystyną szybko zbliżyły się ku pałacowi, kleryk, wciąż zamyślony, spuścił oczy i cofnął się ku lewej oficynie.
— Naczalstwo jedzie! Ruki po szwam!... Jak się macie kolego? — wybełkotał nad uchem Józefowi Pomorski. — Niech ich djabli! Przerwali nam rybołówstwo w najciekawszem miejscu.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.