prostego, którego najśmielszem marzeniem jest zaspokoić głód, ogrzać się, trochę odpocząć i przykryć nieumyte ciało choćby łachmanami.
— Tak jest! Tragiczna sytuacja! — szepnął Byvataky.
— A przepraszam! — odpowiedziała pani Dorohuska, z trudem powstrzymując się od wybuchu. — Jakto, więc garstka arystokracji, zajęta najwyższemi, najtrudniejszemu obowiązkami, ma jeszcze spełniać rolę nianiek przy ludziach, którzy dlatego i o tyle są biedni, że nie chce im się pracować?
— Pozwól, prezesowo — rzekł Turzyński. — Bardzo jestem zadowolony, że kwestja znalazła się w tym punkcie. Bo zapytuję pana Permskiego: czy to arystokracja jest winna, że ziemia rodzi więcej kartofli, a nawet zielsk, aniżeli zboża? Że owce nie dają tyle wełny a fabryki tylu tkanin, ile potrzeba do odziania całego rodu ludzkiego? Kierownicy rewolucji socjalnej popełniają pewien błąd zasadniczy: wyobrażają sobie, że przeciętny człowiek powinien być zamożny, a nawet bogaty. A tymczasem z jednej strony natura nie daje tylu produktów, ile trzeba dla opędzenia potrzeb wszystkich ludzi; następnie ci ludzie pracują niechętnie, tylko w ostateczności, dla zaspokojenia natychmiastowego głodu, a więc nie mogą nagromadzić tylu bogactw, ile ich potrzeba do wygodnego życia. A nareszcie pewna część ludzi prostych nie chce wygód. Niektórzy naprzykład moi parobcy, gdy im dałem w izbach podłogę, wydarli ją i zastąpili klepiskiem; inni znowu nie lubią się myć. No, więc proszę takich ludzi doprowadzić do jakiegoś wyższego dobrobytu.
Dodajmy pijaństwo i upodobanie do jarmarków, a zrozumiemy, dlaczego między ludem zdarzają się nędzarze.
— Poważne argumenty! — szepnął Byvataky.
— Mimo to — ciągnął Turzyński — w dobrobycie ludu widać niezaprzeczony postęp. Już za mojej pamięci zniknęły kurne chaty, niema głodów, lud nie chodzi w łachmanach, pijaństwo zmniejszyło się. I jeżeli porównamy nędzę straszną
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.