— Co za szczęście, że tak zrobić nie można. Zresztą ja nie dzieliłabym się z panem mojemi smutkami. Radością owszem... Więc niech pan słucha, chociaż i to nie jest wesołe.
— O gdybym mógł w czemkolwiek ulżyć!...
— Więc niech pan słucha — mówiła przyciszonym i smutnym głosem. — Pan już wie, że tatuś jest najlepszy, najszlachetniejszy człowiek. Nawet kiedy prosiłam go za Szczepankiem — pamięta pan tego pastuszka, który czytuje powieści? — tatuś powiedział, że o nim pomyśli. Otóż tatuś jest człowiek idealny, ale naprzód nie dba o pieniądze, pozwala się wyzyskiwać, a następnie nie lubi prowadzić rachunków. Rezultat jest ten, że sam pewnego dnia powiedział do mnie: — Cobyś ty, biedaczko, zrobiła, gdyby nas wyrzucono z Klejnotu? — Tak mnie to dotknęło, że rozpłakałam się i powiedziałam: — Tatusieńku, życie oddam, byle tobie było dobrze. — Tatuś się roześmiał, ucałował mnie i powiedział, że jeszcze ma nadzieję wybrnąć. Jakoż przyjechała ciocia i pożycza nam pieniędzy na proces z panem Nieznanym, który musimy wygrać, bo dopiero wówczas tatuś doprowadzi swój majątek do równowagi.
Przerwała i zamyśliła się.
— Co to ja miałam powiedzieć?... Aha!... Ciocia pożycza pieniędzy na proces i reguluje wszystkie długi tatusia. Długi — słyszy pan? To ja mówię panu, ja... o długach mego tatusia. Nie powiedziałabym o tem nawet Andrzejowi, nawet Rózi, bo czuję, że spaliłabym się ze wstydu.
— Proszę pani — przerwał Józef. — Tylko błagam, ażeby pani nie chciała mnie źle rozumieć. Mam w perspektywie kilkanaście tysięcy rubli, więc gdyby... kiedy...
Zosia spojrzała na niego poważnie, ale bez gniewu.
— Dziękuję panu. Rozumiem dobre chęci pańskie... Ale długi Turzyńskich nie spłacają się kilkunastoma tysiącami rubli! Wreszcie to najlepiej załatwi ciocia. Więc niech pan słucha dalej. Pani Komorowska umieściła u tatusia, zdaje się,
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.