o was chodzi, ale o te osoby, które pod pozorem kształcenia ludu, bałamucą nam służbę. Buntują!... Kajetanowicz we dwadzieścia cztery godzin wyjechałby stąd.
— Duch czasu! E... he... he!... — odezwał się Turzyński.
— A pan jakiego jest zdania? — nalegała Dorohuska.
— Nie mam honoru znać hrabiego Kajetanowicza, ale bardzo szanuję, bardzo wysoko cenię pannę Sobolewską... Uważam również, że pan Permski jest wybornym nauczycielem dla Stasia.
— To samo mówiłem. Słowo w słowo! — odezwał się stanowczo Turzyński. — Przecie niepodobna z dnia na dzień wyrzucać nauczycieli. I widzę, że pan Łoski jest tego samego zdania. A nawet choćby miał inne przekonanie, zapewne nie podjąłby się pośredniczyć w tak przykrej kwestji.
— Ja? — wtrącił Łoski, kładąc rękę na sercu. — Nigdy w świecie!
— Niech więc zostaną, zobaczymy skutki! — zawołała pani Dorohuska. — Zróbcież przynajmniej to, ażeby pan Byvataky nie sąsiadował ze mną i nie składał mi wizyt i ażeby kleryk, ten Podolak, nie mieszkał obok panny Sobolewskiej i Klęskiej. Cóżby pomyślał ksiądz biskup!
— Dobrze — odparł Turzyński. — Byvatakyego przeniesiemy na dół, a kleryka postawimy przy tobie. Będziesz mogła sprawdzać, czy odmawia pacierze.
Sędzia powstał z fotelu, Łoski poszedł za jego przykładem i pożegnał panią Dorohuską całym szeregiem przepięknych ukłonów. Zdawało się, że, pływając, zabiera się do odlotu; w gruncie rzeczy Łoski zapomocą tych wykwintnych ruchów wypowiedział zadowolenie, że już skończyła się konferencja.
Wysunąwszy się z apartamentów, wtulił głowę między ramiona i zaczął mówić do siebie:
— Fiu! a to pani prezesowa dzielnie bierze się do wymiecenia demokracji z pałacu. Mimo komplimentów, już i ja zacznę myśleć o wyjeździe, a i Trawińskiemu podszepnę.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.