nie mógł pohamować wybuchu wesołości; jego bowiem eksnauczyciel i przyjaciel, roztargniony, jak zwykle, krygował się przed ścianą, na której wcale nie było zwierciadła. Gdy go zaś chłopak ostrzegł, Łoski zawołał zdumiony:
— No i patrzaj!... Byłem pewny, że się przeglądam w lustrze...
Prędko poszli do pałacu, do sali jadalnej, gdzie Radcewicz dyrygował służbą, lecz gdzie pani Komorowskiej już nie było. Łoski wiedział, że wyjechała, lecz mimo to machinalnie zapytał kamerdynera:
— Cóżto, pani Komorowska nie zdrowa?
Nim zapytany zdążył odpowiedzieć, wielkie drzwi otworzyły się i ukazał się w nich hrabia Kajetanowicz, prowadzący panią Dorohuską, za nim doktór Płótnicki z panną Sobolewską, sędzia Turzyński z Zosią, Permski, Podolak i inni. Przy stole każdy gość zajął swoje miejsce, tylko między prezesową i Łoskim usiadł Kajetanowicz, a doktór Płótnicki zastąpił nieobecnego Pomorskiego.
Podolak, siedzący przy węższym końcu stołu, obok Stasia, odmówił modlitwę, którą obecni wysłuchali stojący. Hrabia był roztargniony, a gdy podano rosół, zapytał półgłosem swego lokaja, który stał za krzesłem:
— A nie wiesz, na czem rosół?
— Wołowina, cielęcina i drób, jaśnie panie — odpowiedział równie cicho służący.
Hrabia jakby wahał się; oczy jego błądziły po obecnych, wreszcie zatrzymały się na Płótnickim.
— Czy doktór sądzi, że mogę jeść ten rosół? — zapytał. — Bo w nim jest wołowina.
— Może hrabia, może! Na moją odpowiedzialność. Byłem w kuchni i wiem, że cały obiad jest arcyhigjeniczny — odrzekł z powagą lekarz.
— Ja go dysponowałam, kuzynie! — wtrąciła z lubym uśmiechem prezesowa.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.