— Więc? — wtrącił niecierpliwie lekarz.
— Więc... że nie mogę tego zrobić i nigdy nie zrobię — mówił bardzo blady Łoski. — Jestem dla niej za brzydki, za ubogi, a przytem nie tęgiego zdrowia. Ale gdybym naprzykład miał majątek Kajetanowicza, przysięgam na honor, dałbym jej parękroć z prośbą, aby zużytkowała te pieniądze w sposób, jaki uzna za właściwy. I jestem pewny, że pieniądze te przyniosłyby największy pożytek dla kraju. Taka to jest osoba.
Józef nigdy nie widział Łoskiego tak wzruszonym, a nawet rozdrażnionym. Zrozumiał też, co zresztą nie było trudne, że Łoski jest bardzo przywiązany do panny Sobolewskiej.
„A mimo to chwali ją, jakby chciał podniecić doktora do zakochania się w pannie Krystynie! Cóżto za dziwny człowiek“ — myślał Józef.
Płótnicki obracał w palcach cygaro, wydobył z kieszeni maszynkę, obciął je i rzekł powoli:
— Dał mi pan dużo do myślenia. Kobieta z takiemi, jak pan wyliczył, zaletami nie potrzebuje mieć posagu. Sama jest skarbem.
— Wyższym nad wszelką wartość... bezcennym — dodał Łoski.
— Pany!... pany! — wołał za nimi Permski, biegnąc w towarzystwie Podolaka.
— Co to za facet? — spytał Łoskiego doktór, spoglądając ku Permskiemu w znaczący sposób.
— Zaraz go pan sam pozna. On się odrazu rekomenduje szczerze.
— I to zaleta!
Permski zadyszany przypadł do nich i począł mówić bez wstępu:
— Wyobrażajcie się, panowie, nie wyobrażajcie, jak ugodno, ale już ta wasza polska arystokracja spada niżej
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.