— Łyse — rzekł Podolak. — Ale one nie są łyse, owszem, bardzo ładnie zarośnięte, a w jesieni czerwienią się od berberysu.
— A na wzgórzu, cóżto? Jakaś ruina? — pytał doktór.
— Pyszna ruina! — wtrącił Łoski. — Niegdyś zamek Firlejów.
— Jedno z drugiem niby nic, a jakie to piękne! — mówił doktór.
— Szczególna rzecz z temi krajobrazami i wogóle z naturą — odpowiedział Łoski.
— Z jakiej racji choćby ten oto zakątek budzi w człowieku dziwne uczucia: spokoju, przywiązania, tęsknoty. Bo naprzykład nastrój wobec ruin umiem sobie wytłomaczyć, niby znam jego powody. Gdy patrzę na ruinę, naprzykład zamku, widzę tłumy rycerstwa, służby, pięknych kobiet; słyszę zgiełk, śmiechy, muzykę, słowem — widzę niby cień życia, które już zamarło i — z tej racji ogarnia mnie żal. Ale dlaczego obraz łąki albo lasu tak potężnie oddziaływa na człowieka? Czy może ja już kiedyś żyłem na świecie i oglądałem te krajobrazy; a że dziś wśród nich niema moich ówczesnych towarzyszów, więc ogarnia mnie nie dająca się wypowiedzieć tęsknota.
— Niechrześcijański pogląd! — wtrącił kleryk. — Przecie można znaleźć na podstawie religijnej daleko prostsze wyjaśnienie naszych uczuć wobec natury. W naturze czujemy dzieło ręki Boga, czujemy bliskość naszego Ojca, więc podziwiamy i radujemy się, a jednocześnie tęsknimy, nie mogąc dopatrzeć Go własnemi oczyma i przypaść do Jego stóp.
— Może i to — rzekł Łoski.
— A najpewniej coś innego — odezwał się doktór. — Ponieważ całe szeregi naszych przodków, setki, tysiące ich, spędzało życie wśród natury, więc w naszym mózgu na mocy dziedziczności pozostały bezświadome wspomnienia owych czasów i doświadczeń, niby klawisze, niby naciągnięte struny. Piękny, czy zresztą jakikolwiek krajobraz dotyka tych strun, porusza
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.