— Nie. Jestem tylko zbolałem sercem na widok nędzy ludu.
— Rzeczywiście, jak my wszyscy mało myślimy o tych rzeczach!
— Posłuchaj konkluzji — mówił Podolak. — Widząc, co się dzieje, cierpiałem, ale nie przyszło mi na myśl, że ja sam mógłbym, choć w pewnej cząstce, przyczynić się do zmniejszenia złego. Na szczęście, już będąc na trzecim kursie, w domu naszego dziekana poznałem jego siostrzeńca, Domejkę, który był w seminarjum. A kiedy pierwszego dnia wyszliśmy w pole na spacer, Domejko zapytał: „Poco pan chodzisz na uniwersytet i co kraj zyska, jeżeli będziesz uczył dzieci języków starożytnych?...“ Pytanie było tak słuszne i proste, że osłupiałem. Rozgadaliśmy się lepiej i pokazało się, że mój nowy znajomy tak samo jak i ja przypatrywał się życiu naszego ludu i poznał jego nędze, ale, zamiast biadać, postanowił wziąć się z niemi za bary. W tym celu został księdzem i... mnie zaczął namawiać do stanu duchownego!
— „Mój panie — odpowiedziałem — ależ ja niebardzo wierzę w wasze dogmaty.“
— „Zapragnij pan szczerze nawrócić się, a Bóg ci zeszle wiarę“ — odparł.
Rozmowy z Domejką zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Powróciwszy do Warszawy, rozmyślałem przez kilka miesięcy i w rezultacie — wstąpiłem do seminarjum, aby, zostawszy wiejskim księdzem, oświecać i umoralniać nasz lud i, o ile można, wpływać na szlachtę w tym kierunku. Tak przyrzekliśmy sobie z Domejką i paroma innymi kolegami.
Z początku buntował się we mnie duch niewiary, zasiany w uniwersytecie. Stopniowo jednak, pod wpływem modlitw, rozmyślań, nawet umartwień dobrowolnych, pozyskałem równowagę i prawie — zdobyłem wiarę!...
— I nigdy nie żałowałeś swego postanowienia? — zapytał Łoski.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/209
Ta strona została uwierzytelniona.