hrabia tymczasem odpocznie, napisze polecenie do administratora.
— Ależ on tego nigdy nie zaakceptuje! — krzyczał hrabia. — Przecie to marnotrawstwo, masonerja! Chłopak stajenny lekarzem! Wstydziłby się pan nawet mówić coś podobnego.
— Nie o wiele byłem lepszy, kiedy oddano mnie do szkółki — mruknął doktór.
— Ale pan miał zdolności!
— A ten chłopak może mieć genjusz.
— E, to nie dla mnie interes! — oburzał się Kajetanowicz. — Pan chciałby mnie z torbami puścić między ludzi.
— Gniewa się pan hrabia, krzyczy — mówił łagodnie doktór — a mimo to czuć nawet w głosie, że zaopiekuje się pan zdolnym chłopcem.
— Może u mnie zostać furmanem, albo pomocnikiem berejtera, jeżeli naprawdę taki zdolny i jeżeli go stąd wypędzą.
— Panie hrabio, zwracam uwagę, że tego chłopaka kształciła nauczycielka panny Zofji Turzyńskiej.
— Proszę — wtrącił hrabia sucho — ażebyśmy mogli nie wymieniać nazwiska panny Zofji. — A po chwili dodał uprzejmiej:
— Wspomniał pan o dwu tysiącach rubli?... Taka suma przynosi sto rubli rocznie procentu. Innemi słowy, życzy pan sobie, abym na intencję jakiegoś chłopca, o którym nigdy nie słyszałem, zmniejszył moje dochody o sto rubli rocznie do końca życia? A on mi się wywdzięczy, jak ów rzeźbiarz, co to ze skromnego pastuszka, dzięki staraniom księdza proboszcza z Kajetanowie, na koszt dominjum miał zostać wielkim artystą!
— No, przecież się nie zmarnował — rzekł Płótnicki, masując prawą rękę hrabiego.
— A dziękuję panu! — zawołał Kajetanowicz. — Siedzi
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/230
Ta strona została uwierzytelniona.