— Bardzo, ale to bardzo dziękuję panu hrabiemu, o którego łaskawych względach nigdy nie wątpiłem — odparł lekarz, kłaniając się i ściskając wyciągniętą rękę hrabiego. — Ale o jakiem to stypendjum wspomniał pan?
— Nie, nie... to nic, nic!... Ja tylko nadmieniłem, iż dobrze się stało, żem nie obiecał dać stypendjum temu chłopcu stajennemu.
— Jakto? — zdziwił się Płótnicki. — Wobec ludzi do niczego nie zobowiązywał się pan hrabia, ale wobec siebie. A to przecie ważniejsze nawet od piśmiennych dokumentów.
— Wobec siebie?... Nic nie pamiętam! Musiało to być coś bliżej nieokreślonego.
— O, przepraszam, panie hrabio! — zawołał doktór. — Człowiek niezwykle szlachetny, jak pan, nie może cofać swoich postanowień, szczególniej gdy idzie o czyjąś przyszłość... Protestuję w imieniu tego hrabiego Kajetanowicza, którego miałem zaszczyt poznać nietylko ciało, ale i duszę...
— Podobno wcale niema duszy! — szepnął hrabia. — Przynajmniej tak mówią farmazoni... Czy doktór jest pewny, że ja postanowiłem coś w rodzaju stypendjum?
— Postanowił pan dawać chłopcu czterysta rubli rocznie, przez pięć lat, na edukację. Chłopak istotnie dobry i zdolny, poznałem go dzisiaj.
— Czy choć aby szlachcic?
— Może być! — odpowiedział doktór. — W Klejnocie, jak panu hrabiemu wiadomo, nietrudno o szlacheckie potomstwo.
— Zaraz tyle wymówek! — szepnął Kajetanowicz. — A ja taki chory!
— Ciągle chory? — spytał Płótnicki. Wydobył pugilares, z niego malutki flakonik kryształowy, w którym znajdowały się pigułki nie większe od ziarek prosa. Doktór odetkał korek i rzekł:
— Niech-no pan hrabia, z łaski swej, wyciągnie rękę.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/244
Ta strona została uwierzytelniona.