Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

— Na pięć lat — wtrącił Płótnicki. — Artystka może kosztować w ciągu jednego miesiąca więcej... — dodał, uśmiechając się.
— Cicho, na miłość boską! — szepnął hrabia. — Co też pan wygaduje o kobiecie!... o młodej, niewinnej panience?... Ja nie wiem, czy na siebie wydaję dwa tysiące rubli miesięcznie...
— Ale nie na siebie, w marcu, wydał pan hrabia trzydzieści...
— Cicho!... cicho!... — szeptał przerażony hrabia, choć było widoczne, że zdradzanie podobnych tajemnic nie robi mu wielkiej przykrości. — Skąd pan wie o tych plotkach?
— Cała Warszawa wie.
— Straszna rzecz! — jęczał Kajetanowicz, chwytając się za głowę. — I kto takie bajdy rozpuszcza?... Więc teraz panu powiem szczerze. Może być, że Borosio, na skutek jakiejś mojej niewyraźnej wzmianki, udzielił trzydziestu tysięcy rubli... choćby nawet bezprocentowej pożyczki, ale zapewniam... zapewniam pana, że nie miałem za to nic, ale to nic!... To był stosunek idealny... poprostu — dług wdzięczności... Bo uważa pan, jeden z przodków tej damy jednemu z moich oddał jakąś wielką usługę... Więc — pojmuje pan?...
— Nie robi pan hrabia dobrych interesów.
— Co pan chce? Kobieta to kanarek oswojony. Siada na ramieniu, nawet na głowie, dotyka nas ślicznym dzióbkiem, ale gdy zechcesz wziąć ją w rękę... furrr!... i już niema ptaszka... Ale wie pan, że te pigułki znakomicie mi zrobiły. Czuję się zupełnie rzeźkim!
— Jeden więcej dowód, jakie pan ma żelazne zdrowie — odpowiedział doktór. — I gdyby nie kobiety...
— Kochany, drogi doktorze — mówił hrabia, składając ręce — co pan ma do tych nieszczęśliwych kobiet? zaco pan je tak nienawidzi? Przecie niech pan tylko pomyśli: czem byłby świat bez nich?... Park w Kajetanowicach, zresztą