więc opuścił go i przeszedł na drugą stronę korytarza, do obszernej izby, w której był tylko stary fotel i parę krzeseł wyplatanych. Okno wychodziło na park. Za oknem był trawnik i wielkie krzaki bzu, który już okwitnął. W tym pokoju Łoski mógł przechadzać się swobodniej; zresztą, zdawało mu się, że niewyraźny obraz drzew kojąco wpływa na jego duszę.
„A jednak — myślał w sobie cicho, tak cicho, że ledwie sam mógł to słyszeć — a jednak panna Krystyna była mi trochę życzliwą. A jednak rozmawialiśmy czasem o niezapominaniu się... nawet o wiecznej trwałości pewnych wspomnień!... A jednak tam... kiedy przeprowadzałem ją przez kładkę, uścisnęła mi rękę w sposób, który większemu niż ja zarozumialcowi dałby coś do myślenia... A jednak w lesie ofiarowała mi bratek z takiem spojrzeniem, które... Kiedy zaś w parę dni pokazałem jej zasuszony kwiat i zapytałem, czy mogę go zachować na zawsze — zarumieniła się, ale kwiatka nie odebrała.“
Przeszedł się po pokoju, obtarł oczy, które zaszły mu łzami, i szepnął:
— Osioł jesteś!... Czy kobieta, dlatego, że parę razy była dla ciebie dobra, zaraz musi oddać ci się, zwichnąć karjerę życiową?... Śmieszny jesteś!
Znowu obtarł oczy i oparłszy się w otwartem oknie, zaczął wyglądać do ciemnego parku.
— Żeby się choć prędzej wakacje skończyły. Już i mnie zaczyna być tu niedobrze. Chociaż... kto temu winien?... Ja sam i tylko ja!
W tej chwili usłyszał pod sobą łoskot drzwi i czyjeś kroki; rozległ się brzęk niby lampy zapalanej i — na czarnych krzakach bzu ukazała się duża, jasna, prostokątna plama rozświetlonego okna.
„Kto tam może być, w pokoju na dole? — pomyślał zdziwiony Łoski. — Okno widocznie otwarte...“
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/257
Ta strona została uwierzytelniona.