Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/042

Ta strona została uwierzytelniona.

— O potrzebie otworzenia stacji doświadczalnej — dorzucił ktoś zboku.
— O sposobach podniesienia rzemiosł — dodał ktoś inny.
— Na honor, panie! — szepnął rozpromieniony Wolski do rejenta — nigdy nie myślałem, że nasze kółka towarzyskie zajmują się podobnemi kwestjami.
— I ich urzeczywistnieniem, panie! — szepnął Damazy.
Wolski i Damazy spojrzeli sobie w oczy i, jednem ożywieni natchnieniem, wyciągnęli do siebie ręce. Zrozumieli się.
— Przypominam panom, że na dzisiejszej sesji miałem odczytać swój memorjał o pauperyzmie — odezwał się w tej chwili pan Zenon, człowiek, posiadający niewątpliwie najgłębszą wiedzę i najwyższe czoło w Europie.
— Racja! — rzekł Damazy. — Słuchamy.
Wolski patrzył po zgromadzonych z uczuciem niewymownego zachwytu. Z niebieskich oczu malarza tryskało uczucie, które niewątpliwie streściłby w tych słowach: „Znam was od kilku minut, lecz niech mnie djabli porwą, jeżeli za każdego z was nie dałbym się porąbać na sztuki!“
Tymczasem pan Zenon rozwinął papier i czytał:
„Memorjał o pauperyzmie.
„Nie dotykając już kwestji, czy pierwsi nasi rodzice istotnie w początkach rajskie pędzili życie...“
— Proszę o głos!...
— Pan Piotr ma głos! — rzekł Damazy, czując się widocznie powołanym do zastępowania prezesa.
— Ośmielam się zauważyć, że, ze względu na niski stan oświaty u nas, kwestje dogmatyczne należałoby traktować ostrożnie. Słuchamy.
Pan Zenon ciągnął dalej:
— „Zwrócić przecież musimy uwagę na to, że w całem, że tak powiem, pasmie dziejów widnieje czarna nić niedoli i ubóstwa. W Sparcie niewolnik dostawał dwa razy mniej pokarmu, niż człowiek wolny; za Ludwika XIV dziesiąta część