— Otóż była sobie pewna panna Kręcicka, której dziadek polecił zrobić portret...
— Pewnemu malarzowi, który się nazywał pan Nudziarski!... Znam już tę historją!
— No, to już nie wiem, o czem mam pani opowiadać!
— Opowiedz pan o jakim chłopczyku, to mi się lepiej podoba.
— Opowiem pani o pewnym niegrzecznym chłopczyku, który trzymał palce w ustach...
— Pfe! nie będę tego słuchała! Ja lubię historje smutne...
— O chłopczyku?
— Tak!... i żeby do tego wchodziła panienka.
— Takiej historji nie umiem! — odparł Wolski, rysując.
— Więc niech nie będzie panienki, byle do niej wchodził chłopczyk i... i... już nie wiem co!
— Naprzykład kanarek albo piesek?
— Piesek, piesek! — zawołała Wandzia, sadowiąc się lepiej na fotelu i klepiąc otyłego Azorka, który spał, jak zabity.
Wolski, ciągle rysując, zaczął:
— Był sobie pewien chłopczyk...
— Czy to był duży chłopczyk?
— Był to malec... w wieku pani.
— W moim wieku? — odparła oburzona dziewczynka — dziadek przecież powiedział mi, że już niezadługo zacznę rok szesnasty...
— Ale tymczasem skończyłaś pani dopiero lat czternaście... Otóż był sobie tedy pewien chłopczyk i miał pieska...
— Czy takiego, jak nasz Azorek?...
— Takie.. to jest nie takiego. Tamten piesek był kudłaty i brudny, i nosił zawsze spuszczony ogon...
— Dlaczego spuszczony?
— Ponieważ był zawsze głodny, on i jego pan...
— Czy pan jego był druciarczykiem?
— Nie. Dlaczego się pani o to pyta?
Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/077
Ta strona została uwierzytelniona.