— Bo tylko druciarczyki mówią, że zawsze są głodni.
— Aha!... Otóż tedy chodził sobie ów chłopczyk po świecie i szukał...
— Czego, proszę pana?
— Szukał matki, ponieważ, kiedy jeszcze był dzieckiem, wykradli go cyganie i uprowadzili do lasu...
— Proszę pana... czy to jest prawdziwa historją?
— Najprawdziwsza! Opowiadał mi ją ten sam chłopczyk.
— Mój Boże!
— Wędrując tak — mówił dalej Gustaw — zaszedł do pewnego miasta, które jednak bardzo rychło opuścić musiał...
— Dlaczego, proszę pana?
— Dlatego, że mu kamienie raniły nogi, a co gorsza, rozpustne chłopaki jego psu przywiązywali pęcherze z grochem do ogona, co bardzo przestraszało i pieska, i chłopczyka...
— Jacy nieznośni!...
Przez ten czas Wolski naszkicował kilka fizjognomij, z których każda przedstawiała twarz Wandzi, lecz coraz to z innym wyrazem.
— Potem chłopczyk poszedł na wieś, a zobaczywszy pierwszą chatę, wstąpił do niej.
— Puk! puk!...
— Kto tam?... czego to chcesz, dziecko?
— Szukam mojej matki.
— Jakże się ona nazywa?
— Kiedy nie wiem.
— Ha, to idź dalej, moje dziecko, tu nie mieszka.
I tak szedł dalej od chaty do chaty, od wsi do wsi, wszędzie kołacząc napróżno. Aż pewnego dnia spotkał się z siwym jak gołąb staruszkiem.
— Czego to szukasz, moje dziecko? — spytał go.
— Szukam matki.
— A byłeś we wsi?
— Byłem, i nie w jednej.
Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/078
Ta strona została uwierzytelniona.