— Nie. Chcę tylko spytać pana Zenona, czy miedzy środkami, wpływającemi na żyzność ziemi, wymienił dreny.
Pan Zenon ze wstydem wyznał, że mu to na myśl nie przyszło, a jednocześnie obiecał napisać oddzielny memorjał o drenach.
Tymczasem rejent deklamował komuś półgłosem:
Wpłynąłem na su-che-go przestwór oceanu,
Wóz nurza się w zie-lo-ność i jak łódka brodzi...
Szczęściem dwuwiersz ten, ozdobiony tak uszczypliwemi ekiwokami[1], nie doszedł do świadomości znakomitego Zenona, który znowu czytać zaczął i czytał całą godzinę bez przerwy.
Świetny był styl owego memorjału, w którym rozentuzjazmowany mówca zaklinał obecnych, aby jednej piędzi ziemi nie pozwalali leżeć odłogiem. Wspomniał o okropnych skutkach tępienia lasów, o wyczerpywaniu się kopalni węgla; przepowiadał rychły upadek Anglji i stanowczą zagładę z powierzchni ziemi słoni, żubrów i wielorybów, „których (słowa mówcy) tylko wypchane i w nielicznych gabinetach pomieszczone skóry świadczyć będą przed wnukami naszymi o zaślepieniu dziadów i na popioły ich ściągną zasłużone przekleństwo!“
W drugiej części memorjału, gdzie była mowa o środkach zapobieżenia liczebnemu wzrostowi klasy ubogich, pan Zenon uronił następujący wykrzyknik:
— „Czy zatem sądzicie, panowie, że przeludnieniu w tej klasie zapobiegną epidemje? Mylicie się! Sądzicie, że wojna? Mylicie się! Może kolonizacja? Jesteście w błędzie! Może utrudnienie w zawieraniu małżeństw?... Łudzicie się!...
„Przebiegliśmy wszystkie ze znanych dotąd środków przeciw wzrostowi klasy ubogiej, i... opuściliśmy ręce... a z ust mimowoli wydarł się okrzyk: Ruina!... świat czeka ruina!...
„Lecz uspokójcie się. Ta natura, pod której ożywczem
- ↑ Ekiwoka — gra słów, kalambur.